Nasza strona wykorzystuje pliki cookies.

Korzystając z nią wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Nasze imprezy/Nasze konkursy/Nasz patronat/Obwieszczenia/Praca/Przetargi/Ogłoszenia SMS

Fundusze Europejskie/Redakcja/Prenumerata/Biuro ogłoszeń/Cennik ogłoszeń/Napisz do nas/Promocja/Śpiewnik biesiadny

19 marca 2024r., imieniny: Józefa, Bogdana, Laili

Informator/E-kontakty/Niezbędnik/To ciekawe!

Informator

Niezbednik

Sprzedam siedlisko 0,60 ha z domem, ogrodem i stawem. Tel. 600 – 343 – 819 (fak/sms)

...wejdź do działu

Ogłoszenia w rubryce „Oddam” zamieszczamy bezpłatnie. Treść można przesłać na adres: redakcja@kontakty-tygodnik.com.pl lub podać telefonicznie: 86 216 – 42 – 43

...wejdź do działu

PRODUCENT SIATKI OGRODZENIOWEJ. Bramy, słupki, PANELE OGRODZENIOWE. 86/216 22 27, 604 231 333 www.siatki-stal.pl (fak.00080/19-o-i)

...wejdź do działu

Felietony

Od redaktora

Poszli chłopcy w bój bez broni”. „Szablami zdobędziemy karabiny, karabinami armaty”. „Za wolność naszą i waszą”. „Somosierra”! To słowa, z których my, Polacy, jesteśmy niezmiennie dumni. To jednocześnie słowa, z powodu których świat ma nas za durni! Nawet życzliwy nam angielski historyk Norman Davis, nie mógł się w swych pracach ustrzec uszczypliwości: jak można iść w bój bez broni? Z czego Polacy są dumni, skoro poszli tak do powstania styczniowego, sromotnie je przegrali, płacąc spustoszeniem i krwią. Dlaczego powtarzają słowa awanturnika Mierosławskiego o szabelkach, który nawet powstania nie potrafił wzniecić! Jak możemy chełpić się piersią mężną za wolność cudzą, gdy za pięknym hasłem leżą tysiące trupów wyrżniętych po zdobyciu Somosierry. Poszliśmy tam z Napoleonem, który nie niósł Hiszpanom wolności, lecz niewolę!

I oto znowu chełpliwie, niczego nie nauczeni przez Historię, nieodmiennie głupio potrząsamy szabelką! Tym razem przeciw Rosji. Od kilkunastu miesięcy! Z samobójczą partyjną licytacją z prawa, lewa, centrum, kto jej bardziej dołoży, a kto mniej i można go będzie okrzyknąć „pachołkiem Moskwy”. Atmosferę podkręcają z dnia na dzień skretyniałe media szokującymi tytułami, jakby już jutro miała być wojna. Tyle, że w tym wszystkim nie ma nie tylko myślenia o państwie, ale zwyczajnego rozumu. Kto chciałby, aby w razie wybuchu wojny pierwsze uderzenie spadło na jego ziemię? Nikt mądry.

Tymczasem oczadzeni partyjniactwem politycy i ogłupiali na punkcie oglądalności, słuchalności, poczytności dziennikarze robią wszystko, aby tak się stało. Zabiegamy o stałą obecność wojsk amerykańskich w Polsce, o utworzenie baz NATO, o zakup rakiet Patriot, na zbrojenia przeznaczymy 135 miliardów złotych, wymachuje szabelką minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak. A gdzie i po co wróg uderza najpierw? Tam, gdzie jest zgromadzony wielki militarny potencjał i tym samym możliwość zadania ogromnych strat. Czyli, gdyby doszło do najgorszego, Rosja uderzyłaby w rozmieszczone w Polsce wyrzutnie najnowocześniejszych rakiet i bazy NATO. Wówczas potęgi, które, jak sobie wmawiamy, stanęłyby w naszej obronie zaczęłyby „w imię uchronienia świata i ludzkości przed nieodwracalnym kataklizmem” negocjacje nad naszym trupem. Bo g... prawda, trzeba to wreszcie zrozumieć, że tym razem mężczyźni z Londynu, Nowego Jorku, Paryża, Berlina na pewno przyszliby „umierać za Gdańsk”! Że tak nigdy by się nie stało, dowodzą fakty. Oto w tym samym czasie, gdy ogłaszamy wielkie wydatki na zbrojenia, Francja i Wielka Brytania zapowiadają ich zmniejszenie. Myślą racjonalnie: skoro znaleźli się głupcy, wydający wielką kasę, my możemy nie tylko zaoszczędzić, ale na nich zarobić! Angela Merkel nie stanęła na trybunie parady zwycięstwa w Moskwie, ale była tam i spotkała się z Putinem. A dziś, w środę, 13 maja, agencje donoszą: USA radykalnie zmieniły ton wobec Rosji. John Kerry wspomniał nawet o zniesieniu sankcji. Kerry przeprowadził w Soczi czterogodzinne rozmowy z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem. Został też przyjęty przez prezydenta Władimira Putina. Ich spotkanie także trwało cztery godziny.

Kim w tej sytuacji stanie się Polska, jeśli się nie opamiętamy? Awanturnikiem, który przeszkadza obu stronom. A tak w historii Europy i naszej było już kilka razy. Nigdy dobrze na tym nie wyszliśmy.

Władysław Tocki


Od redaktora

Milczałem, bo nie chciałem innym psuć święta. Ale minęło trochę czasu, myślę więc, że spokojnie można pomówić o „żołnierzach wyklętych”. Bo, przyznam wprost, nie rozumiem tej ekstazy uniesień, każących mi widzieć w każdym, kto po wojnie nosił broń i krył się przed władzą bohaterskiego patriotę, walczącego z komunizmem o wolność.

Może dlatego, że pamiętam łzy na pooranej twarzy gospodarza z Burzyna. Wywołałem je pytaniem o ślady po kulach na drewnianym domu. Były po strzałach oddanych przy nim do jego ojca za to, że prosił, by nie zabierali mu krowy, bo przecież wcześniej wzięli już świnię i konia, a ma małe dzieci. Nie kradli! „Rekwirowali”! Nie złodzieje! Przedstawiali się „wojsko polskie”. Ojciec zginął tuż pod domem. Kule, które go nie trafiły, utkwiły w drewnianych balach...

Może dlatego, że wysłuchałem opowieści Zbigniewa Pieńkowskiego z Drozdowa, aresztowanego przez NKWD, więzionego na Łubiance, skazanego na 8 lat łagrów na Workucie, żołnierza Andersa. Wrócił do Polski w 1948 r., ponieważ tu zostało siedmioro jego dzieci. Komuna zabrała mu sklep, w którym z łaski pozwoliła mu być sprzedawcą, był na oku UB. W nocy przyszli uzbrojeni ludzie, kazali otworzyć sklep, wynieśli, co się dało. Na szczęście, stracił tylko pracę. Uratował go świstek papieru, na którym jeden z nocnych nagryzmolił „Rekwizycja – wojsko polskie”. Wiem, że jeden z nocnych rabusiów wystąpił w latach 90. o rehabilitację i odszkodowanie za uwięzienie...

Może dlatego, że pamiętam kalekę, który prawie dwadzieścia lat temu wiele razy przychodził do redakcji i wył z bólu! Nie fizycznego. Dławił go straszliwy żal, że oprawca jego rodziny spod Śniadowa został pośmiertnie zrehabilitowany. A przecież przyszedł z innymi bandytami w nocy. Zastrzelili wszystkich! Babcię, brata, siostrę. Gdy strzelił do matki, która trzymała go na rękach, kula, która ją przeszyła, zgruchotała mu po drodze biodro. Zabrali wszystko, co było wartościowego do zabrania, podpalili wszystkie zabudowania. Ocalał, bo myśleli, że nie żyje, ale całe lata przeleżał w szpitalach. Został kaleką, ledwie chodzącym o kuli, żyjącym z marnej renty. A rodzina mordercy otrzymała sądownie odszkodowanie!

Pochodzę z drugiego końca Polski. Te i wiele podobnych historii opowiadali mi ludzie sami z siebie, mimochodem, gdy jako reporter spotykałem się z nimi w zupełniej innych sprawach. Nie mam prawa im nie wierzyć. Ale nawet gdyby to wszystko pominąć, nie można przyjąć, że wszyscy ukrywający się po wojnie z bronią, byli szlachetnymi patriotami. Z prostej przyczyny: tak, jak zawsze znajdzie się przekupny sędzia, ksiądz łajdak, skorumpowany polityk, menda dziennikarz, tak wśród powojennych „partyzantów” oprócz szlachetnych, uczciwych, bohaterskich, było wielu zwykłych rzezimieszków, dla których „partyzantka” była przykrywką dla załatwiania osobistych porachunków, łatwego życia w powszechnej biedzie, bogacenia się.

Propaganda komunistyczna wszystkich zrobiła bandytami. Propaganda, którą usłyszałem z okazji Dnia Żołnierzy Wyklętych, czyni wszystkich bohaterami. Ani jedna, ani druga nie jest prawdziwa.

Tak długo, jak nie będziemy w stanie dokonać rzetelnej, nie ideologicznej oceny nas samych, tak długo będziemy jako naród podzieleni. Jak z tego powodu byliśmy podzieleni w PRL, jak jesteśmy podzieleni dzisiaj. A podzielony naród jest słaby.

Władysław Tocki


Od redaktora

Ja, Władysław Tocki, jestem ze wsi. Widły, kosa i grabie to narzędzia, którymi doskonale potrafię się posługiwać. Był czas, że użycie ich sprawiało, że pot spływał mi po dupie! Jestem w stanie wydłubać oczy każdemu głupkowi, który wytyka wsi, że płaci 400 zł składki kwartalnie na KRUS, a potem bierze emeryturę. Mówię wówczas dobrotliwie: głupku, chłop sam musi stworzyć sobie warsztat pracy, a ty, głupku (powtórzenie celowe), bez wkładu złotówki masz tylko pracować! A i tak minimalnej emerytury dostaniesz co najmniej dwa razy więcej od chłopa! A teraz powiem moim braciom chłopom: gońcie dzisiaj rzekomo waszych przedstawicieli! Jako syn chłopa i chłop od żniw bez kombajnów, skopcie dupę kreującemu się na waszego przywódcę Sławomirowi Izdebskiemu, w mojej ocenie hochsztaplerowi, którego prokuratury i sądy w Polsce ścigają o ponad 2 mln zł długów. By od nich uciec, chciał być politykiem, ale ludzie nie chcieli go wybrać. Ale ten gówniany „wielki wódz” chłopski, wzywa: prostujcie do końca! Jestem dumny z tego, że moi bracia chłopi, blokujący drogę w Konarzycach mieli go gdzieś i zakończyli protest zgodnie z własnym harmonogramem.

A teraz o mojej wsi radośniej...

Władysław Tocki


Od redaktora

Jest w na świecie rachunek spraw...

1.

45 podpalonych kościołów, około 10 zabitych i ponad setka rannych. To efekt kilkudniowych zamieszek w stolicy Nigru, wywołanych karykaturą Mahometa, opublikowaną przez „Charlie Hebdo” już po krwawym zamachu na redakcję pisma w Paryżu. Napotkani na ulicach ludzie byli pytani jednoznacznie: jesteś „Allahu Akbar” czy „Alleluja”, czyli wyznawcą islamu, czy chrześcijaninem?

Taką reakcję można było przewidzieć. Dlatego tuż po zamachu pisałem: nic dla dziennikarza nie jest ważniejsze od wolności słowa. Stawiam tu sobie jednak ograniczenie: byle nie powyżej rozumu! Bo wolność użyta tylko dla demonstracji bezgranicznej wolności jest bez sensu. I może obrócić się przeciwko niej samej.

Czy jako dziennikarz pojechałbym demonstrować do Paryża w obronie wolności słowa, tak pojmowanej, jak pojmowali ją zamordowani satyrycy pisma „Charlie Hebdo”? Nie. Pojechałbym demonstrować przeciwko ich mordercom i wszystkim gotowym zabijać za słowo, obraz, rysunek. Uważam bowiem, że satyra nie powinna dotykać Mahometa, Jahwe, Buddy, Chrystusa, lecz radykałów islamskich, żydowskich, hinduizmu, katolickich, którzy ze swego boga czynią narzędzie do rozprawiania się, krwawego i bezkrwawego, z przeciwnikami.

Nikomu, także dziennikarzowi nie wolno kłaść z całą świadomością na szali wolności słowa i życia niewinnych ludzi. Zwłaszcza, że w przypadku właścicieli i redakcji „Charlie Habdo” mam poważne wątpliwości, że po zamachu wydała numer wyłącznie w imię wolności. Nakład bowiem tego szerzej nieznanego wcześniej pisma nie przekraczał 60 000 egzemplarzy. Po zamach wydrukowała numer z karykaturą Mahometa w nakładzie 7 000 000 (siedmiu milionów!). I po wywołaniu zamieszek w świecie arabskim, które spowodowały zniszczenia kościołów i śmierć niewinnych, zawiesiła jego wydawanie. Brutalnie można by więc skomentować: radykałom islamskim napędziła zwolenników, sobie pieniędzy. Zresztą, nawet gdyby przyjąć, że nie chodziło o pieniądze, wolność słowa nie może być dogmatem, w imię którego można wszystko. Bo niczym wtedy nie różniłaby się od dogmatów rzekomo religijnych, w imię których radykałowie twierdzą, że można wszystko.

2.

Rolnicy wściekli na dziki, niszczące plony i roznoszące afrykański pomór świń, domagają się wybicia ich do nogi. Można zrozumieć emocje ludzi, których praca idzie na marne, a władza opieszale reaguje na ich ciężkie położenie. I znowu: byle nie powyżej rozumu. Pomijając, że wytrzebienie w pień jakiejkolwiek istoty, zawsze odbija się na środowisku naturalnym, to aby rzeź była skutecznym lekarstwem na kłopoty rolników, rząd musiałby podjąć decyzję o...ogrodzeniu całego Podlaskiego co najmniej półtorametrowej wysokości solidnym płotem, aby dziki z ościennych województw oraz z Białorusi, Litwy i Okręgu Kaliningradzkiego nie miały do nas dostępu. Interes jednej grupy zawodowej nie może być dogmatem, w imię którego można wszystko, gdyż niczym nie różniłby się od dogmatu ekologów, w imię którego nie można nic.

3.

Nie dajmy sobie narzucić wolności słowa przed wolnością myśli!

Władysław Tocki


Od redaktora

Święta Bożego Narodzenia, Wigilia, choinka, pasterka pozwoliły mi odkryć, że w ten czas moja pamięć odsuwa szuflady tylko z radosnymi wspomnieniami...

Niezwykłe sanki z kierownicą od cioci Hani i wujka Kazika, jakich nikt nie miał. To nic, że listonosz przyniósł je grubo po Wigilii, bo poczta się „zatkała”...

Ścisk gardła, gdy jako najważniejszy na świecie ministrant jednym pociągnięciem dźwigni uruchamiałem całe elektryczne oświetlenie kościoła! W tej samej sekundzie organista Stasiu, a z nim setki zaczynały, aż drżał baldachim, „Gloria, gloria in exelsis Deo!”...

„Szuflady z dobrą pamięcią” otwierają się w ten czas w każdym: na mijanych twarzach widzę jakby jasność. Bo choćby całe życie było szare, w każdym jest błysk z wigilijnych potraw mamy, z nie do zapomnienia prezentu pod choinką, z nie do opisania iskrzenia śniegu w pasterkową noc, ze smaku kruchego ciastka w kształcie gwiazdy...

„Szuflady z dobrą pamięcią” czynią, że stajemy się jakby lepsi. Gdybyśmy mieli same radosne wspomnienia albo potrafili zapomnieć o innych, niczym perpetuum mobile czyniłyby z nas aniołów. Cóż, z naszymi ludzkimi ułomnościami, nie mamy ani nie potrafimy. Ale niech nie zabraknie nam choćby okruchów dobroci, co spadają z opłatka z gorącym życzeniem...

Władysław Tocki


Od redaktora

Ci, którzy nie wierzą w wielkość swego narodu, słowo naród piszą z wielkiej litery.

Ci, którzy mają kompleks patriotyzmu swej postawy, słowo patriota piszą z dużego P.

Ci, którzy nie ufają, że mogliby być cenieni przez współobywateli, przed słowem Polak, piszą prawdziwy. Z wielkiej litery! O sobie! Układają z tego jedynie słuszne: „Tylko Prawdziwy Polak, Patriota, jest synem swego Narodu”. Wszyscy pisani i mówieni zwyczajnie, poprawnie, czyli małą literą, to zdrajcy i pachołki.

Taki wniosek nasuwa mi się przy każdej rocznicy. To czas szczególny harcowników słowotoku. W tym roku rocznic było sporo, z najważniejszą, 25 rocznicą wolności. Ale wszystkie przebił 13 grudnia. Z hasłami: nie ma wolności! Nie ma demokracji! Z nieustannym wywoływaniem wywołanie poczucia zagrożenia, niepewności, lęku.

To stary mechanizm zdobywania i sprawowania władzy: żyjącym w ciągłym napięciu, zagubionym człowiekiem łatwiej manipulować. A potem rzucić: tylko my wiemy, jak z tego wybrnąć. Tylko my mamy zbawienną receptę, która cię ocali!

Ja również mam receptę: masz swój rozum! Korzystaj!

Władysław Tocki


Od redaktora

Pamiętam kamień. Tato usiłował włożyć go na wóz. W pewnej chwili poprosił: pomóż. Włożyliśmy! Kamień potrzebny był do fundamentu. Miałem 7 lat. Byłem szczęśliwy, że pomogłem budować nasz dom.

Pamiętam listek wiśni. Listki były potrzebne mamie do kiszenia ogórków. Musiałem po nie jechać dość daleko rowerem. Ale kiedy mama otwierała zimą słoik, przy każdym pytała: czujesz ten smak? Dobrze, że przywiozłeś listki... Za rok mama przyniosła sadzonki wiśni od pani Żbikowskiej. Posadziliśmy je w alejce, wiodącej do domu.

W naszym domu, zbudowanym na fundamencie z „naszym” kamieniem, nie zastanę już taty...

Ostatnie wiśnie z „naszej” alejki dziewięć lat temu wyciął brat Jasiu. Uschły.

Wcześniej odeszła mama...

Pójdziemy do nich z Jasiem. Z chryzantemą, zniczem. Z pamięcią. Jakże cichych zdarzeń i czynów... Nie zamieniłbym ich na głośne, wielkie, utrwalone na czołówkach gazet, w kronikach filmowych. Bo dobra pamięć tkana jest tylko z chwil ulotnych, niczym perły rosy w porannej pajęczynie. Tak pięknych, dlatego nie do zapomnienia...

Władysław Tocki



Zdjęcie z konkursu

Filmy (108)

Zakupię ciągniki Ursus, Zetor, New Holland, Same, Landini, Massey Ferguson, Renault, Foton, Farmtrac, Deutz Fahr, John Deere itd. każdy stan oraz prasy, belarki Sipma, Warfama, Carraro, Gallignani itd. Gotówka od ręki. Dzwoń, pisz. Tel. 660 – 795 – 977 (fak/sms)

...wejdź do działu

Ogłoszenia w rubryce „Przyjmę” zamieszczamy bezpłatnie. Treść można przesłać na adres: redakcja@kontakty-tygodnik.com.pl lub podać telefonicznie: 86 216 42 43

...wejdź do działu

Frankfurt n/Menem i okolice – soboty, środy, 85 747 – 43 – 63, 602 – 681 – 677 (fak.00003/19-o-i)

...wejdź do działu

Opieka Niemcy Legalnie. Tel. 725 – 248 – 935 (fak.00065/19-o-i)

...wejdź do działu

Copyright © Kontakty / Webmaster _duszek